Patryk Osadnik
Michał Rejner

Artysta industrialny Michał Rejner. Tworzył w EC Szombierki. Przygotowuje pracownię w hali napraw wąskotorówki

Rozpoznawalność przyniosła mu wystawa w USA. Swoje obrazy oraz rzeźby tworzył wewnątrz Elektrociepłowni Szombierki, a teraz przygotowuje pracownię w hali Warsztatów Naprawczych Górnośląskich Kolei Wąskotorowych. Nie wszyscy wiedzą, że wystąpił w telewizyjnym show, do którego trzeba mieć cojones... dosłownie. Oto Michał Rejner - artysta z Bytomia.

W rodzinie Michała nikt poza nim sztuką się nie zajmuje. Mama była kiedyś związana z muzyką, ale ostatecznie nie poszła w tym kierunku. Na horyzoncie przewinął się spokrewniony rzeźbiarz, który dziwnym trafem również miał na imię Michał. Przypadek?

Wśród najbliższych artysty jest za to kilku wielbicieli starych samochodów - klasyków. To tłumaczu, dlaczego w jego przyszłej pracowni stoi wyremontowane zabytkowe volvo i zabytkowy ford, który dopiero czeka, aż się nim zajmie.

- Mam jeszcze dwa żuki, ale jednego kupiłem w ramach projektu artystycznego, który będę mógł zrealizować dopiero po ukończeniu pracowni. Teraz najważniejsze jest dla mnie to, aby mieć przestrzeń do tworzenia - wyjaśnia Michał.

Żuk dziełem sztuki? Jak najbardziej. Artysta z Bytomia przekształca przedmioty, z którymi stykamy się na co dzień. Niedawno po raz pierwszy sprzedał kolekcjonerowi swoją rzeźbę - załamane drzwi łazienkowe.

Z kolei na 18. Warszawskich Targach Sztuki wystawił m.in... łódkę - ELDORADO. Równie nietypową, bo składającą się w połowie pod kątem prostym. - Przeciąłem ją w pół, z metalu i drewna wyprofilowałem brakujący element, przygotowałem nową podłogę. Lubię pracować w każdym materiale.

Najbardziej znany jest jednak z obrazów, które zrobiły międzynarodową karierę. Na płótnie przemyca niełatwe tematy, związane z wykluczeniem, brakiem tolerancji czy samotnością. Jego najdroższe dzieło zostało wylicytowane za 15 tys. złotych.

- W czasie pandemii zacząłem tworzyć nową serię, uciekłem w abstrakcjonizm. Można powiedzieć, że to najprostsze. Wielu mówi: "Ja bym zrobił to samo albo i lepiej", ale to nie jest wcale takie proste. Istnieje cienka granica pomiędzy kiczem a wartościowym obrazem - mówi Rejner.

Zaczynał od ulicznego graffiti. Za adrenaliną nie tęskni

Gdyby nie zajmował się sztuką, mógłby z powodzeniem zarabiać na życie w mechanice samochodowej, budowlance albo sporcie. Ukończył nawet Akademię Wychowania Fizycznego im. Jerzego Kukuczki w Katowicach, ale już w trakcie studiów czuł, że nie tędy prowadzi jego droga.

- W połowie chciałem rzucić studia i skupić się na sztuce, bo wiedziałem, że właśnie to chcę robić w życiu - opowiada. - Sport i sztuka zawsze były mi bliskie. Zastanawiałem się nad akademią sztuk pięknych, ale zbyt wiele nasłuchałem się o profesorach, którzy narzucają artyście, w jaki sposób ma tworzyć.

Wyszło tak, że stał się samoukiem. Jego talent rozwijał się jeszcze przed studiami. Na ulicach. Zaczynał od graffiti, tworzył rzeźby przestrzenne, choć nie chce zdradzić, jakie z jego dzieł zachowały się to dzisiaj.

- Tworzyłem głównie w Wielkiej Brytanii. Tam ludzie inaczej reagują na sztukę uliczną. Właściwie. W Polsce zdarza się, że formy przestrzenne nie dożywają wschodu słońca. Ktoś przechodzi, niszczy i na tym właściwie koniec - podkreśla.

Z wystawiania swoich dzieł na ulicach zrezygnował z powodu nadmiaru wrażeń i adrenaliny, za którą nie tęskni. Jak zauważa, zainteresowanie sztuką uliczną w Polsce maleje wraz ze wzrostem liczby kamer w przestrzeni publicznej.

EC Szombierki

Może Cię zainteresować:

Koniec fatalnej passy EC Szombierki? Wielkie plany i wielkie porażki ostatnich lat

Autor: Patryk Osadnik

18/03/2022

Przełomowy okazał się wyjazd do USA

Drzwi galerii otworzyły się przed bytomskim artystą podczas wizyty w USA, kiedy odwiedził Blanc Gallery w Chicago i pokazał właścicielowi kilka swoich obrazów. Umówił się z nim, że przyleci ponownie, jak tylko skończy studia, a w międzyczasie przygotuje wystawę.

Władze uczelni poszły mu na rękę i dostał możliwość indywidualnej organizacji studiów, więc mógł pracować w spokoju.

- Nie miałem żadnych pieniędzy, a inwestycja okazała się spora. Potrzebowałem kilkunastu tysięcy złotych, żeby przetransportować obrazy do Stanów Zjednoczonych, opłacić własną podróż i pobyt. Założyłem zrzutkę i to dało mi trochę rozgłosu - tłumaczy Michał.

Zbiórka nie wystarczyła na sfinansowanie całej eskapady, ale pojawili się chętni na zakup obrazów. - Dzięki temu zebrałem brakującą sumę, spakowałem 21 obrazów i poleciałem. - Na miejscu namalował kilka nowych, do czego wykorzystał nawet pustą skrzynię, w której transportował swoje dzieła. Sprzedał połowę.

- Gdybym nie sprzedał, to nic by się nie zwróciło, choć tutaj nie chodziło o pieniądze, tylko o rozwój mojej działalności artystycznej. Na pewno to był moment przełomowy - uważa.

EC Szombierki opuszczał, kiedy robiło się zimno

Po powrocie do Polski w połowie 2018 roku zaczął rozglądać się za miejscem, w którym mógłby stworzyć własną pracownię. Zwrócił się w kierunku Elektrociepłowni Szombierki.

- Dowiedziałem się, że jeśli nie przeszkadzają mi warunki, jakie tam panują, to mogę wykorzystać tę przestrzeń. I tak tworzyłem wewnątrz EC Szombierki od kwietnia do października, a kiedy robiło się zimno, wracałem do pracowni w niewielkiej piwnicy.

Zabytkową elektrociepłownię musiał opuścić podczas ubiegłorocznej awarii prądu, która ciągnęła się miesiącami. Dodatkowo zaostrzył się konflikt pomiędzy właścicielem (Rezonator S.A.) i samorządem, co nie sprzyjało dalszej "współpracy".

Nowa pracownia ma 14 metrów wysokości

W zamian Urząd Miasta w Bytomiu zaproponował mu adaptację hali dawnych Warsztatów Naprawczych Górnośląskich Kolei Wąskotorowych w Rozbarku. - Działam tu od kilku miesięcy. Chciałbym stworzyć zarówno przestrzeń do pracy latem, jak i zimą. W całości nie dałbym rady ogrzać tego budynku. Ma czternaście metrów wysokości!

Michał własnoręcznie, jak i z pomocą, poprowadził już wewnątrz budynku nowe instalacje, wzmocnił jedną ze ścian, zasypał dawne kanały i wymienił część spośród prawie 150 pękniętych szybek. W sumie wszystkich jest około 700. Aby zająć się świetlikiem w dachu nie wystarczy rusztowanie. Będzie potrzebna zwyżka.

- Miałem nadzieję, że skończę do września 2022 roku, ale nie wiedziałem, że przecieka dach, co mocno skomplikowało sprawę i podwoiło koszt remontu z 30-40 do 70 tys. złotych - tłumaczy artysta.

Liczy jednak na to, że jak najszybciej wprowadzi się do nowej przestrzeni, gdzie zyska znacznie większe możliwości. Marzy mu się, aby na otwarcie przygotować ciekawą wystawę, a później wrócić do intensywnej pracy.

- Mam tutaj suwnicę, która ponoć działa - wystarczy tylko podłączyć prąd. W EC Szombierki, kiedy stworzyłem ważącą 300 kilogramów rzeźbę, był problem z przetransportowaniem jej po schodach. Teraz będę mógł tworzyć nawet czterometrowe, dwutonowe instalacje i przy pomocy suwnicy ładować je na ciężarówki.

Czterometrowe, ponieważ taka jest wysokość drzwi, które do niedawna nawet się nie otwierały. Teraz działają bez zarzutu.

- Moja pracownia jest zawsze otwarta dla gości, często przychodzą do mnie znajomi, ale później mają pretensje, że ciągle coś robię - śmieje się. - Taki już jestem, że nie potrafię usiedzieć na miejscu, ciągle pracuję. W zasadzie cały swój czas poświęcam sztuce.

Elektrownia Battersea w Londynie 4

Może Cię zainteresować:

Uczmy się od najlepszych! Tak powinna wyglądać EC Szombierki. Nowa dzielnica miasta i punkt widokowy na jednym z kominów

Autor: Patryk Osadnik

01/04/2022

Telewizyjne show, do którego trzeba mieć cojones

Choć nie wszyscy o tym wiedzą, to - w ubiegłym roku - szukając nowych doświadczeń i inspiracji Michał zdecydował się na krok, do którego trzeba mieć naprawdę spore cojones. Wystąpił przed 240 tys. telewidzów... nago. W telewizyjnym show Zoom TV „Magia nagości. Polska”.

- Nie poszedłem do programu po to, aby kogoś poznać. Mam relacje ze sztuką, której się poświęcam i niczego więcej nie szukam. Poszedłem tam eksperymentalnie, aby zobaczyć, jak ludzie reagują w takiej sytuacji, poczuć te emocje… Producent - niestety - to wyjaśnienie wyciął - uśmiecha się.

Początkowo stanęło przed nim pięć kobiet nagich od pasa w dół, a on co rundę eliminował kolejną. Później zobaczył ich piersi, twarze, a na końcu usłyszał głosy. W finale sam obnażył się przed dwiema ostatnimi kandydatkami i ostatecznie wybrał tę, z którą wybrał się na randkę. Nie była ona jednak udana.

- Spodziewałem się większego dyskomfortu. Otwierając wystawę, kiedy stoi przede mną 50-100 osób, a ja muszę coś powiedzieć, czuję się gorzej, po prostu tego nie lubię. Z resztą uważam, że seksualność powinna być bardziej celebrowana przez ludzi - zaznacza.

Przyjaciele zareagowali przychylnie, choć rodzina nie była do końca zadowolona z występu. Dla niego najważniejsze, że być może zaowocuje on nową serią obrazów poświęconych ludzkiej seksualności. - To będzie dobre dopełnienie tego epizodu - uważa Michał.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon