Witamy, Gość
Nazwa użytkownika: Hasło: Zapamiętaj mnie
  • Strona:
  • 1

TEMAT:

Związki zawodowe 2008/05/25 23:25 #20769

Już od dłuższego czasu mam wrażenie, że związki zawodowe w naszym kraju przesadzają, co doprowadza m.in. do znieczulenia społeczeństwa na rzeczywiste problemy pracowników. Teraz jak ogląda się jakieś wiadomości i widzi się strajkujących, to myśli się "znowu strajk" i przełącza się na inny kanał. Według mnie związki zaczynają uprawiać zwykłą politykę, tylko że inaczej nazwaną.

Poniżej wklejam treść artykułu na temat problemów ze związkami zawodowymi w Polsce. Polecam lekturę:

Co się stało ze związkami?
Prezydentem Polski można być tylko dwie kadencje, szefem związku zawodowego - dożywotnio.

- Polska może być, dumna że rozpoczęła zmiany, które zapoczątkowały rozpad komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej. Walnie przysłużyli się do tego związkowcy. Od tego czasu wiele się jednak zmieniło - przyznaje Bogdan Lis, współorganizator Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Gdańsku, współautor 21 postulatów sierpniowych, jeden z najbardziej znanych działaczy "Solidarności".

- Patrząc na związki, trzeba jasno powiedzieć, że po 1989 r. stało się coś złego. Działające w okresie podziemia kierownictwo było na własnym garnuszku, ograniczaliśmy ilość etatów związkowych, zależało nam na poprawie losu pracowników. Gdy "Solidarność" była już legalna, zaczęli przychodzić do niej ludzie bez ideologii, część patrzyła na związek jak na biznes. Niestety, pozostało to do dziś - przyznaje ze smutkiem Lis.

Jego zdaniem od uzyskania wolności związkowcy dopisywali za zgodą rządów do ustawy o związkach kolejne uprawnienia, aż doszło do obecnej patologii, gdy mają prawa równe zarządom firm.

Lis podaje przykład kadencyjności. - Jak "Solidarność" powstawała, na związkowym etacie można było być tylko przez określony czas. Teraz w aparacie związkowym można być całe życie, mało tego - można stanowisko dziedziczyć, wszystko zależy od obrotności, układów.

Inna patologia według Lisa - to zakaz zwalniania związkowca, mimo ewidentnego złamania przez niego prawa. Przepis na własnej skórze odczuli szefowie kopalni Budryk. Państwowa Inspekcja Pracy szykuje właśnie do sądu grodzkiego wniosek o ukaranie dyrektora kopalni. Powód? Dyrektor mimo negatywnej opinii związków zawodowych zwolnił z pracy liderów strajku. Paradoks polega na tym, że liderzy są jednocześnie przewodniczącymi związków w kopalni. I sami musieliby się zgodzić na swoje zwolnienie.

Szefowie kopalni, mimo że - jak twierdzą - mają dowody łamania prawa przez związkowców, bezradnie rozkładają ręce. Liderom strajku nie spadnie włos z głowy, dyrekcji grozi za to 30 tys. zł grzywny. A zatrzymanie na kilkadziesiąt dni pracy kopalni kosztowało właściciela, Jastrzębską Spółkę Węglową, 75 mln zł. Szanse na odzyskanie pieniędzy spółka ma bardzo niewielkie.

Związkowiec - to się opłaca

Partnerzy z Komisji Trójstronnej zgadzają się, że małe kanapowe związki skupiające czasem po kilkanaście osób mają zbyt duży wpływ na to, co dzieje się w zakładach pracy. Janusz Śniadek, przewodniczący NSZZ Solidarność, i szef OPZZ Jan Guz twierdzą, że utrudnia to negocjacje. Jak uzgodnić porozumienie, gdy pracodawca ma po drugiej stronie stołu 50 czy 100 organizacji związkowych? Zwłaszcza że im mniejszy związek, tym bardziej radykalne są jego żądania.

Działacze NSZZ i OPZZ, tłumacząc się dobrem zakładów pracy, chcą "wyciąć" małe, konkurencyjne organizacje. Zgodnie z ich pomysłem dyrekcja ma rozmawiać tylko z tymi organizacjami, które skupiają co najmniej 33 proc. załogi (jak chce OPZZ i pracodawcy), bądź 14-20 proc. (jak proponuje "Solidarność"). Ostateczne ustalenie parytetów ma się rozstrzygnąć w czerwcu.

Małe związki już zapowiedziały ogólnopolskie protesty. Dlaczego? Dziś związkowcem po prostu opłaca się być. Firmy z udziałem skarbu państwa (spółki energetyczne, KGHM czy Kompania Węglowa) na ich utrzymanie wydają miliony. Pracodawca oprócz wypłacania pensji musi zapewnić związkowcom siedzibę, telefon, zwrot pieniędzy za delegacje na zjazdy. Ale to tylko kawałek "sklepu za żółtą firanką". Powszechną praktyką jest zasiadanie szefów związków w radach nadzorczych firm. To dodatkowe 1-2 tys. zł do pensji.

Inny przykład - związkowcy w ostatnim okresie zakochali się w sporcie. Zakładają kluby piłki nożnej, pływania, piłki ręcznej, szachów i jako ich szefowie domagają się od prezesów firm pieniędzy "na rozwój". W Jastrzębskiej Spółce Węglowej już ok.60 związkowców jest prezesami bądź wiceprezesami takich klubów. Idea jest szczytna. Czy jednak klubami muszą koniecznie kierować związkowcy? Idąc do pracodawcy z prośbą o pieniądze na "rozwój", stawiają się dwuznacznej sytuacji. Gdy nic nie dostaną, mogą zemścić się "rozruchami na zakładzie".

A prezesi spółek skarbu państwa czy przedsiębiorstw państwowych związkowców po prostu się boją. Prezes za sprawą związków może stracić stanowisko, a szefowie związków trwają. - Związkowcy idą do ludzi i krzyczą: to i to wam się należy, należy wam się pensją, należy wam się mundurowe, większy deputat, premie. Ludzie przyznają im rację - opowiada szef dużej spółki z udziałem skarbu państwa.

Następnie związkowiec idzie do szefa i mówi, że "na zakładzie ludzie szumią" i że oni nie mogą opanować sytuacji. Trzeba coś ludziom dać. I prezes daje, a awantura uwiarygodnia związek, pokazuje, że związek o coś walczy, że jest potrzebny.

To wszystko sprawia, że gdy Kowalski już zostaje wybrany na szefa związku, do zwykłej pracy wrócić nie chce. Mało tego - nie chce odejść na emeryturę. We wspomnianej Jastrzębskiej Spółce Węglowej jedna trzecia przewodniczących związków ma uprawnienia emerytalne. Ale odchodzić z kopalni nie zamierzają. Gdy nawet w rodzimym związku - jakimś dziwnym trafem - nie dostaną w kolejnych wyborach odpowiedniej ilości głosów, nie przejmują się. Zbierają dziesięć osób i zakładają kolejny związek. I już nie można ich zwolnić. Następnie walczą o kolejnych 150 członków, wtedy mają prawo do finansowanego przez pracodawcę etatu.

Od czasu zakończonego strajku w Budryku powstały tam dwa nowe związki. A to nie koniec. Kilka dni temu do prezesa JSW przyszły trzy osoby, mówiąc, że są komitetem związkowym, który niedługo przekształci się w prawdziwą organizację związkową, i też nie życzą sobie zwalniania. Prezes sprawdził przepisy i rzeczywiście - okazało się, że komitet też podlega ochronie!

Nowych członków nie tak trudno zdobyć. Związkowcy mają opracowane specjalne procedury. Opowiada nam o nich jeden z pracowników dużej spółki skarbu państwa: - Młody człowiek przychodzi pierwszy dzień do pracy. Kompletnie zielony pyta ochroniarzy przy bramie, gdzie powinien pójść. Ochroniarze dają sygnał związkowcom. Po kilku minutach przy młodym jest działacz, informuje go o firmie i przekonuje, że musi wstąpić do związku. - Jeśli odmówisz, pracodawca będzie cię okradał, a koledzy będą mogli oskarżyć cię o picie wódki w pracy i wylecisz - tłumaczą. Młody dla świętego spokoju podpisuje deklarację i oddaje ją związkowcowi, który ekspresowo załatwia wszelkie formalności. Zostawia deklaracje w kadrach i każe pracodawcy co miesiąc potrącać z pensji nowego członka składkę na konto związku.

Siedzimy na jednej gałęzi

Pracodawcy, związkowcy, rząd po raz pierwszy od kilku lat wspólnie chcą zmian w ustawie o związkach zawodowych. Przyznają, że obecne prawo rodzi patologie. Do reformy droga daleka. Najwyższy jednak czas, aby ją rozpocząć. Jeśli polskie firmy nadal będą obciążone garbem nieprzystających do nowoczesnej gospodarki przepisów, przegrają z konkurencją.

Wtedy każda ze stron straci. Gdy bowiem bankrutuje pracodawca, związki zawodowe przestają istnieć, a państwo musi wypłacać zasiłki. Wszyscy siedzą więc na jednej gałęzi.

Tą sytuację doskonale rozumieją prywatne firmy. Tu właściciel nie da więcej pieniędzy, niż ma, niż go stać. Tu dialog musi opierać się na ekonomicznych podstawach. W państwowym przedsiębiorstwie bądź spółce skarbu państwa niestety nie.

Wyjść z pata można na kilka sposobów. Prywatyzując możliwie szybko spółki skarbu państwa, bądź - jak sugeruje Bogdan Lis - wprowadzając do polskiego prawa tzw. lokaut. - Jeżeli zakład nie jest w stanie udźwignąć żądań strajkujących, powinien mieć prawo do rozwiązania umowy o pracę z pracownikami - twierdzi Lis.

gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/ ... 43529.html


W Bytomiu jest przynajmniej jedna głośna osoba, która zasmakowała władzy w związkach i piekielnie spodobało jej się politykowanie, a w ogóle nie powinna się do tego zabierać. Choć muszę przyznać, że w pewnej kwestii przeciera ścieżki w tym mieście, co jest bardzo pozytywne.

Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.

Związki zawodowe 2008/05/28 01:28 #20792

  • sirenqua
  • sirenqua Avatar
  • Gość
  • Gość
... a także kilku radnych (obecnych i byłych) oraz obecny (przynajmniej jeden) poseł...
Związki zawodowe to całkiem niezła trampolina do politykowania.

Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.

  • Strona:
  • 1
Moderatorzy: Ghost
Bytomski.pl - 2019 - Wszelkie Prawa Zastrzeżone