Fastfood w chilloucie

Zelter - najmłodszy lokal na bytomskiej starówce znalazł się pod lupą Uli Mazurowskiej z bloga Eksperyment Sobotni i magazynu "Maszkiety".

{gallery}galerie-news/2014/zelter{/gallery}

„Koń jaki jest, każdy widzi” – tak brzmiało jedno z haseł w pierwszej polskiej encyklopedii powszechnej. Podobnie można by powiedzieć o Bytomiu. Popękane mury, warstwa brudu, zmęczone twarze – to widok na pierwszy rzut oka. Ale jeśli starczy odwagi i chęci na drugi, to zobaczy się mieszkańców zakładających co roku peleryny superbohaterów i paradujących w nich przez miasto. To w tym mieście można wysłuchiwać koncertów muzyki poważnej w bocznej uliczce odchodzącej od rynku, można grać bluesa w tramwaju, oglądać spektakle w plenerze i iść do fryzjera na wernisaż niegrzecznych fotografii. Czy w takim miejscu trzeba życiowego optymizmu, czy raczej przekory żeby otworzyć bar z wielkomiejskimi aspiracjami? Taki do którego chce się przyjść nie tylko na piwo, ale żeby po prostu tam pobyć?

Jak widać można, choć ich znajomi słysząc, że chcą otworzyć knajpkę w Bytomiu pukali się w czoło i mówili „w Bytomiu się nie da”, „tylko nie Bytom!”. A on, bytomianin, hokeista - Arek oraz warszawianka, nomen omen ze specyficznej warszawskiej Pragi - Iza, widząc to miasto zupełnie inaczej, postanowili nie poddać się „życzliwemu” głosowi rozsądku. Jak zauważył Arek – ludzie postrzegają otoczenie z poziomu na którym sami przebywają, trzeba podnieść wzrok do góry, powyżej parteru i od razu zmienia się perspektywa. Dla nich Bytom był idealnym miejscem na otworzenie lokalu, a dzięki ich podejściu zaczyna się patrzeć na fastfoody zupełnie inaczej, bo to fastfoody zanurzone w chilloucie - Zelter.

Nie szukajcie budki na rogu, ani przyczepy kampingowej. Nie szukajcie też luksusów w stylu Magdy Gessler. Na Strażackiej 3a czeka na Was miejsce z wygodnymi kanapami na przeciwko których, na ścianie wiszą 4 tablice z wypisanym odręcznie menu. Znajdziecie w nim nieskomplikowane dania, które zadowolą chcących się najeść „do pełna”, jak również tych którzy wpadają, by tylko coś przekąsić, również wegetarian, pastafarian i fanów życia fit. Oprócz dań mających swoje stałe miejsce w karcie, są też i takie spoza niej, jak np. codziennie pieczone ciasta, zupy i kompoty. Ścienna lektura powoduje, iż klienci zaczynający swoją przygodę od klasycznych Beuthen- i Zelter- burgerów z wołowiną, serem i warzywami, z każdym powrotem schodzą poziom niżej i śmielej próbują czegoś nowego.

Nowe i niespotykane są nazwy, którymi właściciele ewidentnie się bawią: Kevin Bacon, Mariano Italiano, Vincent Vegan, Niewolnica Isaura z sosem Leoncio (to specjalna, mundialowa wersja). Nowe i niespotykane w burgerach są smaki: grillowanego sera halloumi, szparagów, czy ryb (burger sezonowy Posejdon, tak przypadł do gustu klientom, że wszedł do karty na stałe). Wkrótce swoją premierę będzie miał burger „kaukaski”, bo oprócz tego, że mają niezwykły sentyment do tego barwnego i bardzo odmiennego od Polski regionu, to czerpią inspiracje również z podróży.

Ale na burgerach kulinarny świat Zeltra się nie kończy. Jako że właściciele, a zwłaszcza Iza, są fanami uczt przekąskowych, zadbali o to, czego im samym brakowało w innych knajpach, czyli prawdziwych przekąsek, bo jeśli nawet były to albo ubogie – paluszki lub orzeszki, albo zbyt udziwnione. Spróbować można więc i tapasów, i quesadilli, i skrzydełek, i nachosów. Oddzielną grupę w karcie stanowią klapsznity, czyli kanapki, wśród których króluje Philly cheese steak, czyli kanapka z Filadelfii.

Zelter chce by klient był nie tylko zaskoczony odmiennością dań w menu, ale też odmiennością alkoholi. Amatorzy smaków płynących z małych, lokalnych browarów nie będą mieli na co narzekać, bo właściciele potrafią bladym świtem jechać po kilka butelek z limitowanej edycji, by ich zawartością poczęstować klientów w dniu ogólnopolskiej premiery. Miłośnicy cydru odkryją, że to co jest reklamowane w telewizji, po raz kolejny wcale nie jest najlepsze i można chcieć i mieć dużo więcej. A fani trunków bez procentów zatopią się w świecie domowych kompotów, lemoniad i koktajli owocowo-warzywnych, takich ten, który mnie urzekł – pietruszkowo-jabłkowy z przepisu babci Izy.

Pyszne jedzenie i atmosfera przyjacielsko-domowa były od początku założeniem właścicieli, bo chcieli stworzyć takie miejsce, w którym znajomi będą czuli się dobrze. A dobrze się tu będą czuć głodomory krążące po mieście po godzinie 23, gdy większość lokali się zamyka, bo kuchnia Zeltra pracuje do 2 w nocy, dobrze będą się tu czuć również rodziny z dziećmi, dla których jest tu specjalny kącik i nikt nie syczy, żeby uważać i nic nie dotykać. Codziennie wpadają tu ludzie w ciągu dnia na lunch, wieczorami na chwilę odpoczynku lub drobne uroczystości takie jak wieczory kawalerskie i urodziny. Piątkowy i sobotni wieczór to pora na imprezy. A niedziela sprzyja rodzinnym spotkaniom. Szczególnego smaczku dodają podjeżdżające pod okna wozy strażackie z sąsiadującej obok jednostki. Dzieci są szczęśliwe, gdy widzą strażaków, a i dorośli pozdrawiają ich z życzliwością.

Z pewnością nie łatwo wszystkich zadowolić i z pewnością nie uda się to wobec tych, którzy przyjdą tu na pizzę. Piec do niej został sprzedany jako pierwszy z wyposażenia po lokalu, który był kiedyś w tym miejscu. Ale menu Zeltra daje niesamowite możliwości poznawcze każdej osobie otwartej na nowe smaki i wrażenia. Jeśli uważacie się za takich koniecznie spróbujcie, polecam.

Tekst: Urszula Mazurowska - eksperymentsobotni.blox.pl
Foto: Ewa Zielińska - ZELD.pl

Poznaj bytomskie knajpki:
Blender | Sapori Divini | Herbaciarnia Herbata

Subskrybuj bytomski.pl

google news icon