"Mieszkańcy Bytomia muszą być dumni z tego jak wygląda ich miasto". Mariusz Wołosz w "Musimy porozmawiać o Bytomiu"

O tym, co wojna zmieniła w Bytomiu. O tym, gdzie zamieszkają Ukraińcy, o efektach i symbolach rewitalizacji oraz wiarygodności inwestycyjnej. W ramach akcji #MusimyPorozmawiaćOBytomiu, z Mariuszem Wołoszem, prezydentem Bytomia, dyskutuje Marcin Zasada.

Ewa Zielińska
Mariusz Wołosz w "Musimy porozmawiać o Bytomiu"

Mówią, że wojna zmienia wszystko. W Bytomiu?
Wszędzie. Każdy z nas mierzy się z nowymi wyzwaniami, od pierwszego dnia wojny. W Bytomiu przebywa już ponad 2,6 tys. uchodźców z Ukrainy, dla których organizujemy bieżącą pomoc – w pierwszym etapie konfliktu zbrojnego pomoc żywnościową i rzeczową, następnie pomoc w postaci wypłaty świadczeń finansowych. Organizujemy wsparcie tu na miejscu i wysyłamy do naszych miast partnerskich w Ukrainie. Organizujemy zakwaterowanie, oświatę dla ukraińskich dzieci, próbujemy integrować je w zupełnie nowej dla nich rzeczywistości. Mamy od dwóch miesięcy pełną mobilizację w szkołach, urzędach i wielu innych instytucjach. Więc tak, wojna zmieniła wszystko.

Wojna to koszmar, inne są też priorytety, ale trzeba patrzeć do przodu. Myślicie, co zrobić z Ukraińcami, którzy będą chcieli tu zostać na stałe?
To jasne, że o tym myślimy. Wielu Ukraińców zostanie w Bytomiu, jak i w innych miastach na Śląsku. Choćby dlatego, że nawet gdyby wojna skończyła się dziś – część uchodźców po prostu nie miałaby do czego wracać. Nie mają już swoich domów i mieszkań. Pyta pan o priorytety – jednym z nich jest wdrożenie naszych gości w nasz rynek pracy. Przyjechały do nas głównie kobiety, więc w grę wchodzą takie obszary, jak usługi, handel, gastronomia, ale też oświata czy służba zdrowia. W sektorze prywatnym było to dość proste, bo wystarczył paszport i oświadczenie. Czekaliśmy jednak długie tygodnie na zmianę przepisów państwowych, aby podobne możliwości miały np. miejskie instytucje. Ukraińcy chcą pracować. Pytani o to, czego potrzebują, odpowiadają: chcemy pracy. A pamiętajmy też, że i my ich pracy potrzebujemy. Zwłaszcza, że wśród przybywających do nas uchodźców są też fachowcy, ludzie świetnie wykształceni, których brakuje w wielu branżach naszej gospodarki.

Pracować to jedno. Trzeba też gdzieś mieszkać. Jak zapewnić tym ludziom dach nad głową, nie naruszając lokalnych potrzeb tych, którzy na mieszkanie komunalne czekają latami?
Wbrew pozorom, przy skali Bytomia, to może się udać. Dlaczego dziś w Bytomiu trudniej niż kiedykolwiek znaleźć mieszkanie do wynajęcia? Bo Ukraińcy, którzy do nas przyjechali, też wynajmują je za własne pieniądze.

Są też tacy, których bytomianie przyjęli pod swój dach. A wiemy, że to stan przejściowy.
Zgadza się. Dlatego też bacznie śledzimy zgłoszenia do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, bo ta jednostka podpisuje umowy na finansowanie noclegu i wyżywienia uchodźców. Ich liczba daje nam wyobrażenie, ilu Ukraińców korzysta z takiej formy wsparcia. Do tej pory w MOPR bytomianie złożyli 235 wniosków o wypłatę środków na rzecz utrzymania przebywających w prywatnych domach uchodźców z Ukrainy.

Jak długo w Bytomiu czeka się na mieszkanie komunalne?
Od momentu zapisania się do otrzymania mieszkania do remontu to ok. 5 lat. Jesteśmy w trakcie realizacji dużych inwestycji mieszkaniowych – tylko w ramach działań rewitalizacyjnych w ciągu 2 lat wyremontujemy z pieniędzy unijnych w sumie 50 kamienic w ścisłym centrum miasta. W części z nich powstaną nowe mieszkania komunalne. Jeśli zapowiedzi rządu o wsparciu, które mamy otrzymać na pomoc Ukraińcom się potwierdzą, również na ten cel – szybkie remonty miejskich zasobów lokalowych – powinniśmy dostać pieniądze.

To mieszkania, które zostaną wrzucone na rynek?
Tak. Część z nich we wspólnotach, część w ramach zasobów Bytomskich Mieszkań. Osobnym torem podąża rynek deweloperów. W Bytomiu buduje się dziś 9 nowych osiedli. Powtórzę: ta sytuacja istotnie zmieniała się jeszcze zanim usłyszeliśmy o wojnie, bo jednym z naszych celów w polityce miejskiej była poprawa warunków i jakości życia.

Pamięta pan program „Mieszkanie plus”?
A jest o czym rozmawiać?

Nie bardzo. Chyba, że porozmawiamy o tym, jaką postać taki program powinien mieć na Śląsku. „Miasto plus” albo „Kamienica plus” z funduszami na remonty pustostanów, których w miastach Metropolii jest mnóstwo. Taniej i lepiej niż budowanie kolejnego osiedla pod lasem, które trzeba jeszcze skomunikować.
Bez wątpienia. Budownictwo indywidualne to jedno, ale na poziomie systemowego wsparcia konieczne jest zadbanie o miasta, które już istnieją, a ucierpiały przez lata m.in. wskutek eksploatacji przemysłowej. Pyta pan o program, to ja wskażę kolejny problem. Mamy wciąż w Bytomiu kamienice o nieuregulowanym statusie prawnym, w zarządzie przymusowym. Przepisy są bardzo skomplikowane, procesy własnościowe toczą się bardzo wolno. A zarząd przymusowy nie pozwala nam na nic więcej ponad poniesienie niezbędnych wydatków, bo to inwestycja w prywatne mienie. Wszyscy wiemy, że po blisko 80 latach spadkobierców tej czy innej kamienicy w Bytomiu nie ma i już nigdy nie będzie. Ale przepisy – albo raczej ich brak – wiążą nam ręce.

Czego jeszcze potrzebuje Bytom w myśleniu o swojej przyszłości?
Konsekwencji. Na wielu polach. Na przykład wzmiankowanej kwestii poprawy jakości i potencjału życia, mieszkania w Bytomiu. Promowaliśmy tę ideę hasłem „Zamieszkaj w wielkim stylu”, bo w Bytomiu tak właśnie można mieszkać i efekty są widoczne.

Udało się powstrzymać odpływ ludzi z Bytomia?
Nie mamy precyzyjnych danych, a brak realizacji obowiązku meldunkowego utrudnia takie wyliczenia. Mogę jednak opierać się na informacjach pośredników nieruchomości, którzy zgodnie przyznają, że takiego boomu na mieszkania w Bytomiu jeszcze nie było. Wzrosły ceny, jeszcze przed wojną, a większość kupujących jest spoza miasta. Mówiłem o konsekwencji, więc powtórzę: dzięki działaniom w rozwój infrastruktury mieszkaniowej i infrastruktury czasu wolnego Bytom ma szansę wracać do utraconej świetności – udowadniając, że jest atrakcyjnym miejscem do życia.

A jest?
Tak. Oferuje coś, o czym wiele innych miast Metropolii może tylko pomarzyć. Jest wciąż dużym ośrodkiem z dobrze rozwiniętą siecią szkół, szpitali, usług, terenów rekreacyjnych i terenów zielonych… Z cenami nieruchomości najatrakcyjniejszymi – porównując jakość – w całym regionie. Ma wszystkie atuty miasta 15-minutowego – takiego, w którym realizacja wszystkich potrzeb jest możliwa w zasięgu 15-minutowego spaceru. Tę rosnącą atrakcyjność i wiarygodność Bytomia dobrze widać w relacjach z inwestorami. Mogę wymienić co najmniej kilka firm, które parę lat temu nie zdecydowały się inwestować w naszym mieście, po czym zmieniły zdanie. Zapełnia się obszar Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, mamy inwestycje deweloperskie i mnóstwo zapytań o tereny inwestycyjne.

A te inwestycje, których nie było… Nie było z jakiego właściwie powodu?
Minione kadencje samorządu w Bytomiu to była kumulacja złych decyzji, chaosu organizacyjnego, braku wiarygodności… To wszystko sprawiło, że Bytom stał się nieatrakcyjny dla inwestorów.

Dziś szef KSSE, Janusz Michałek mówi: Bytom jest dobrym miejscem do inwestowania. Może paradoksalnie powinien pan podziękować swoim poprzednikom, bo dziś – gdy tereny w innych miastach się zapełniają – Bytom ma szanse na lepsze jakościowo miejsca pracy. Bo ma jeszcze w ogóle przestrzeń do inwestowania.
Cenię sobie współpracę z prezesem Michałkiem – owocuje dobrymi propozycjami inwestycyjnymi. Pamiętam pierwsze oferty inwestycyjne, które trafiały do Bytomia, gdy jeszcze nie wszyscy widzieli w nas wiarygodnego partnera. Delikatnie mówiąc, nie były zbyt ciekawe. Kręciliśmy nosem i dziś – widząc nowe inwestycje w Bytomiu z zaawansowanych technologicznie branż produkcyjnej i logistycznej – mogę powiedzieć, że nasze kręcenie nosem było uzasadnione.

Ile terenów Bytom ma do odzyskania ze Spółki Restrukturyzacji Kopalń? Tych poprzemysłowych.
Dużo. Bardzo dużo. Ale widzę postępy w relacjach z SRK, po latach naprawdę trudnych rozmów o terenach, o drogach i chodnikach w zasobach spółki, których nie miał kto remontować. Uważam, że jeśli uda się w Polsce w końcu odblokować pieniądze unijne, procesy przekształcania poprzemysłowych terenów w tereny inwestycyjne zdecydowanie przyspieszą.

O ile pamiętam, w takich sytuacjach SRK zwykle odsyłała samorządy do kolejki przetargowej: „Możecie sobie teren kupić i zrobić na nim, co chcecie”. To wciąż jest problem, bo decyzje dotyczące ważnych terenów, które powinny trafić do miasta, zapadają de facto w gabinetach ministerialnych. Powiem więcej: sporo poprzemysłowych gruntów w Bytomiu SRK od dawna próbuje bezskutecznie sprzedać. Bezskutecznie, bo to często grunty zdegradowane i nieskomunikowane. Więc współpraca z miastem przy uzbrojeniu tych terenów i ich skomunikowaniu jest konieczna w ramach sprawiedliwej transformacji.

Jakie ma pan oczekiwania wobec rewitalizacji Bytomia?
Przede wszystkim, wciąż gonimy stracony czas. Realizowany obecnie program rewitalizacji został rozpoczęty za późno, z niedoszacowaniem finansowym w wielu projektach, więc dziś to głównie walka o zachowanie tego, co dla Bytomia udało się wywalczyć. Pandemia, drastyczny wzrost cen, brak wykonawców – to wszystko jeszcze skomplikowało nasze plany. Główny obszar rewitalizacji, poza Bobrkiem i Kolonią Zgorzelec, to Śródmieście.

Dlaczego Śródmieście?
Bo to nie tylko wizytówka miasta, ale obszar, który powinien pełnić centrotwórczą rolę. Oczekiwania? Kluczowe, strategiczne to – ożywienie centrum, zmiana wizerunku i budowanie tożsamości. Dlaczego wszystkich tak interesuje remont ulicy Dworcowej? Bo to główny, reprezentacyjny deptak, który buduje pierwsze wrażenie na temat Bytomia po wyjściu z dworca PKP. Przez lata to wrażenie było fatalne.

Tożsamość?
Mieszkańcy Bytomia są najlepszymi ambasadorami miasta, dlatego chciałbym, aby byli dumni z tego, jak wygląda ich miasto. Jak wyglądają otaczające ich kamienice, uliczki, skwery. Żeby utożsamiali się ze swoją małą ojczyzną. Dlatego rewitalizacja nie powinna zakończyć się na Śródmieściu, Rozbarku, Bobrku czy Kolonii Zgorzelec – w planie mamy dalsze zmiany Gminnego Programu Rewitalizacji i objęcie nią np. pohutniczych Łagiewnik.

Co będzie symbolem tej rewitalizacji w Bytomiu?
Właśnie Dworcowa. Deptak, reprezentacyjne, zabytkowe kamienice. To miejsce przypomni o świetności Bytomia i może być impulsem do dalszych zmian.

A Rynek? Nienaturalnie duży, bez przedwojennego kwartału z ratuszem. Ilekroć przechodzę przez „plac czerwony”, myślę sobie: może by ktoś odbudował coś, co zabrały nam sowieckie armaty?
Rynek na pewno wymaga przebudowy. Będziemy szukać na to pieniędzy. Nie wiem, czy odbudowa zniszczonego kwartału jest jeszcze możliwa ze względu na zmiany prawa budowlanego. Z całą pewnością ten plac musi być bardziej przyjazny dla mieszkańców i odpowiadać na ich realne potrzeby.

Subskrybuj bytomski.pl

google news icon