Stać ich na wielkie rzeczy. Piłkarze Polonii odkupili swoje winy

LKS Goczałkowice okazał się nie taki straszny, jak go malowali. Polonia Bytom wygrała 3:0 z niedawnym liderem III ligi, a wynik mógł być znacznie wyższy. Tym samym niebiesko-czerwoni zmazali plamę po wpadce na inaugurację wiosennej rywalizacji.

Fot. Archiwum UM Bytom/Hubert Klimek
Polonia bytom goczalkowice 3 liga

Tydzień temu atmosfera w Polonii Bytom była grobowa. Porażka z Wartą Gorzów Wielkopolski, która znajduje się na dole III-ligowej tabeli, nie powinna przytrafić się drużynie, która chce walczyć o awans do II ligi. Trzeba jednak przyznać, że w tamtym spotkaniu bytomianie mieli sporo pecha.

Wstydliwa strata punktów jednak przytrafiła się tuż przed hitowym spotkaniem z LKS-em Goczałkowice, co nie napawało optymizmem. Rywal jest jednym z głównych kandydatów do awansu, a w dodatku ma w swoich szeregach m.in. Łukasza Piszczka (obecnie kontuzjowany), Piotra Ćwielonga, Adama Dancha, czy Mariusza Magierę, czyli piłkarzy, których fani doskonale znają z Ekstraklasy.

Stłamsili lidera

Miliony ludzi jednak kocha futbol za to, że w nim często nie liczą się pieniądze i znane nazwiska. Czasami wystarczy charakter, koncentracja i skuteczność, a te wszystkie elementy miała po swojej stronie Polonia w miniony weekend.

Pierwszym sygnałem ostrzegawczym dla "Goczałów" była sytuacja sam na sam Oresta Tkaczuka. Ukrainiec jednak nie zachował zimnej krwi i uderzył prosto w bramkarza. Kilka chwil później jednak worek z bramkami się otworzył. Z pozoru niegroźne dośrodkowanie Patryka Stefańskiego wykorzystał Michał Płonka, który głową umieścił futbolówkę w siatce obok zaskoczonego bramkarza.

Goście mieli problemy ze sforsowaniem bytomskiej defensywy, więc głównie ograniczali się do strzałów z dystansu. Te jednak były przeważnie niecelne, więc do przerwy mieliśmy 1:0 dla Polonii. A sześć minut po zmianie stron znowu w rolę asystenta wcielił się Stefański, który miękką wrzutką w pole karne odnalazł Dawida Wolnego, a zimowy nabytek niebiesko-czerwonych głową trafił na 2:0.

Minęły zaledwie trzy minuty, a znowu zmienił się rezultat. Koszmarny błąd popełnił doświadczony Ćwielong, który podał do... Wolnego. Napastnik Polonii zdecydował się na strzał z osiemnastego metra i był on na tyle precyzyjny, że mógł celebrować drugiego gola.

Pomogła zmiana ustawienia

Goczałkowice ostatecznie zostały pokonane 3:0, choć był to najniższy wymiar kary. Świetne okazje mieli Konrad Andrzejczak, Michał oraz Arkadiusz Maj, ale ich celowniki nie były tak dobrze ustawione, jak w przypadku Wolnego.

- Dzisiaj dominowaliśmy na boisku, a szczególnie w drugiej połowie. Pierwsza była dosyć wyrównana, natomiast strzeliliśmy gola. W okresie przygotowawczym ćwiczyliśmy nowy system i dzisiaj chcieliśmy go wykorzystać, żeby chłopaków odmienić. Przyniosło to efekty, z czego bardzo się cieszymy. Pierwszy mecz nam nie wyszedł. To był wypadek przy pracy i będziemy się starać, aby to wyglądało jak dzisiaj - mówił po spotkaniu trener Kamil Rakoczy w klubowej telewizji.


Polonia nadal zajmuje czwarte miejsce w tabeli, ale wciąż ma kontakt z liderem. Obecnie pierwsze miejsce zajmuje rezerwa Zagłębia Lubin, która ma pięć punktów przewagi nad bytomianami. 25 marca podopieczni trenera Rakoczego zmierzą się na własnym stadionie z dziesiątą w tabeli Cariną Gubin.

Subskrybuj bytomski.pl

google news icon