II liga: stołek Trzeciaka bardzo gorący

Można pięknie grać, można włożyć mnóstwo pracy i poświęcenia, ale na końcu i tak liczą się tylko wyniki. Tych natomiast w Bytomiu ostatnio nie ma, przez co dalsza praca Jacka Trzeciaka wisi już na włosku. Uratować go mogą tylko zwycięstwa.

Tym razem o samym meczu nie będzie zbyt wiele, bo i za bardzo nie ma o czym pisać. W Pruszkowie scenariusz był podobny, jak w wielu spotkaniach tego sezonu. Polonia grała nieźle, kreowała sobie dogodne sytuacje do strzelenia bramki, ale... to Znicz, niczym klasowy bokser, punktował beniaminka.

Nie pomogło sprowadzenie nowego-starego bramkarza. Marcin Michalak już w pierwszej połowie dwa razy wyciągał piłkę z siatki. Najpierw Arkadiusz Jędrych wykorzystał rzut karny, a kilka minut później wynik podwyższył Maksymilian Banaszewski. Po zmianie stron futbolówka zatrzepotała w siatce jeszcze raz, a tym razem za sprawą Macieja Michalskiego.

Efekt jest taki, że sytuacja niebiesko-czerwonych w tabeli jest bardzo zła. Trzecie miejsce od końca i najwięcej straconych bramek w całej lidze do spółki z będącym niżej ROW 1964 Rybnik. To wszystko sprawia, że niektórzy tracą cierpliwość, co z kolei nie jest dobrym zwiastunem dla trenera Trzeciaka.

O tym, że może on stracić pracę w ukochanej Polonii mówiło się już przed meczem ze Zniczem. Porażka ostatecznie do zmian nie doprowadziła, ale teraz zwolnienie jest jeszcze bardziej realne. Podobno brak kompletu punktów w najbliższym meczu ze Stalą Stalowa Wola doprowadzi do trzęsienia ziemi i zespół z Olimpijskiej będzie sterowany już przez innego człowieka. Po części można to wywnioskować ze słów prezesa klubu.

- Gramy dalej. Przed nami spotkanie ze Stalową Wolą. Przy takich wynikach i takiej ilości zdobytych punktów nikt nie może jednak spać spokojnie. Trzeba myśleć, co i jak poprawić, by wyglądało to tak, jak powinno. Nie przewidywaliśmy takich problemów - mówi Łukasz Wiejacha w "Sporcie".

Trzeba jednak zastanowić się, czy takie posunięcie na pewno będzie z korzyścią dla drużyny. Trzeciak dla Polonii jest w stanie poświęcić bardzo wiele. Świetnie zna tutejsze realia, w których wykonuje tytaniczną pracę. Niemal codziennie przejeżdżając koło prowizorycznego budynku klubowego przy Olimpijskiej można zauważyć, że w jednym okienku cały czas pali się światło. To pokój trenerów, w którym Trzeciak wraz z asystentami szukają rozwiązań najlepszych dla drużyny.

Cierpliwość, to cecha, która wciąż nie jest popularna w futbolu, a szczególnie w tym, w polskim wydaniu. Obecna drużyna, to w dużej mierze autorski projekt Trzeciaka. To on dobierał zawodników, a następnie uczył ich swojego stylu gry. To on dobrze wie, gdzie obecnie leży problem i jak go można rozwiązać. Trzeba mu tylko dać czas. Szczególnie, że gra cieszy oko, a piłka w końcu zacznie wpadać do siatki. Kryzys jest, ale nie na tyle wielki, aby sięgać po radykalne rozwiązania.

Wystarczy zresztą przypomnieć wcale nie tak odległą przeszłość. Październik 2013 roku. Niebiesko-czerwoni grają w II lidze sterowani przez Trzeciaka. Zespół miał walczyć o awans, ale zajmuje dopiero 7. miejsce. Styl gry zadowala, ale nie przekłada się na punkty. Działacze decydują się więc na zwolnienie szkoleniowca. Zatrudnienie nowego trenera nie przyniosło żadnych efektów. Drużyna gra fatalnie, a do tego nie ma wyników. Kilka miesięcy później szefowie Polonii biją się w pierś i znowu zatrudniają Jacka. Z tą różnicą, że bytomianie byli już w III lidze. A wystarczyło wtedy poczekać, zaufać, a na pewno "Królowa Śląska" z Trzeciakiem na pokładzie wyszłaby z dołka.

Jak będzie tym razem, przekonamy się niebawem. Pamiętać należy o jeszcze jednym fakcie. Po awansie do II ligi dokonano nielicznych wzmocnień, a w dodatku nie były to nazwiska, które znacząco podnoszą wartość drużyny. Na to jednak trener nie miał większego wpływu.

Subskrybuj bytomski.pl

google news icon