Radny napisał książkę... KOLEJNĄ!

Członkowie bytomskiej Rady Miejskiej są przedstawicielami przeróżnych grup zawodowych i społecznych. Jest wśród nich również autor książek historycznych. W ostatnim czasie Maciej Bartków wydał kolejne dwie pozycje.

Polityk Prawa i Sprawiedliwości jest znany z zamiłowania do "buszowania" w archiwach i badania przeszłości. Na portalu YouTube możemy oglądać stworzone przez niego krótkie filmy historyczne, na stronie internetowej Tajemniczy Bytom znajdziemy serię artykułów jego autorstwa, natomiast na antenie Śląskiej Telewizji Miejskiej emitowane są przygotowywane przez niego programy z cyklu Tajemniczy Śląsk.

Maciej Bartków może pochwalić się również coraz dłuższą listą książek. Do tej pory drukiem ukazały się „Tajemnica Szybu Południowego”, „Werwolf na Górnym Śląsku”, „Werwolf. Propaganda PRL” i „Strażnicy IV Rzeszy”. Na tym jednak nie poprzestał, bowiem w ostatnim kwartale na półkach w księgarniach pojawiły się kolejne dwa wydawnictwa bytomskiego radnego zatytułowane „Akta Skarbów” oraz „Kryptonim Maksymilian”. Obydwie powstały na bazie odnalezionych w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej dokumentów pozostałych po komunistycznym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych.

W „Aktach Skarbów” znajdziemy zbiór szesnastu opowieści dotyczących w równej mierze poszukiwań skarbów, jak i prób wyjaśniania innych tajemnic z czasów II wojny światowej. Sprawy przedstawione w książce przybliżają m.in. tajemnicę zaginionej kolekcji dzieł sztuki Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu, zagadkę walizki pewnego francuskiego konsula, historię pierwszych fotografii wykonanych w obozie Gross-Rosen, losy kapo z obozu w „Riese” czy kradzież kabli z walimskich sztolni w Górach Sowich. Ponadto Bartków opisuje również interesujące fakty historyczne związane z poszukiwaniami Bursztynowej Komnaty czy historią skarbu Hansa Franka. Sporym atutem książki są dokumenty i fotografie, których nigdzie wcześniej nie publikowano.

„Kryptonim Maksymilian” jest natomiast poświęcona walce komunistów z kultem świętego Maksymiliana Kolbe. Jej treść najlepiej przybliży fragment wstępu:

Czy ta historia mogła potoczyć się inaczej? Kim by był i co robił o. Maksymilian Maria Kolbe, gdyby przeżył II wojnę światową? Czy odbudowałby potęgę Niepokalanowa? Czy komuniści pozwoliliby na rozwinięcie działalności poligraficznej, czy – szerzej – medialnej? Jak o. Maksymiliana potraktowałaby Polska Rzeczpospolita Ludowa? Czy w ogóle przeżyłby pierwsze lata „lubelskiej” Polski? Takie pytania stawiałem sobie kilka lat temu po lekturze krótkiego wpisu, jaki na swoim profilu na jednym z portali społecznościowych zamieścił prof. Sławomir Cenckiewicz. W notce poświęconej śp. Franciszkowi Gajowniczkowi prof. Cenckiewicz napomknął o szykanach, jakie ze strony komunistów spotykały osobę, za którą o. Maksymilian Kolbe oddał życie.

Na pierwszy rzut oka wydaje się wręcz niewiarygodne, że byłego więźnia Auschwitz można było po wojnie potraktować inaczej niż jak bohatera. Niewiara ta jednak trwa tylko krótką chwilę. Pamiętamy przecież, jaki los spotkał w Polsce Ludowej innego więźnia Auschwitz, rotmistrza Witolda Pileckiego, zamordowanego w komunistycznych kazamatach, który do swojej ukochanej żony rzekł, iż Auschwitz przy tym, przez co przeszedł w czasie śledztwa prowadzonego przez Urząd Bezpieczeństwa, to była igraszka.

[...]

Z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić zatem można, że także o. Maksymilian stałby się wrogiem systemu i jak wielu innych, po ciężkim śledztwie spocząłby jako bezimienna ofiara w którymś z ubeckich dołów śmierci. Być może dzisiaj, po wielu latach, dzięki heroicznej postawie i tytanicznej pracy prof. Krzysztofa Szwagrzyka i jego ekipy moglibyśmy go zidentyfikować i pod nazwiskiem, z honorami, pochować.

Aby jednak się przekonać, jaka przyszłość czekałaby o. Maksymiliana Kolbego w PRL, nie musimy tworzyć alternatywnej rzeczywistości ani kolejnych dzieł w duchu tzw. historii niebyłej. Wystarczy sięgnąć do dokumentacji archiwalnej, jaka zachowała się po organach bezpieczeństwa państwa komunistycznego, oraz do niektórych mediów, które z pietyzmem przez cały okres PRL realizowały politykę zgodną z propagandową linią PPR i PZPR. Komuniści bowiem, oprócz walki z realnie istniejącymi postaciami, prowadzili także śmiertelny bój z pamięcią.

Radny właśnie pracuje nad kolejnym tytułem. Jego robocza nazwa brzmi „Grabież Muzeum Śląskiego”. Jak można się domyślić, pozycja będzie dotyczyć zaginionych dzieł sztuki z Muzeum Śląskiego w Katowicach, ale również z Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu.

Subskrybuj bytomski.pl

google news icon