Damian B. pozostanie na wolności, ale musi wykonać prace społeczne

Sąd drugiej instancji podtrzymał wyrok w sprawie byłego prezydenta Bytomia. Damian B. został uznany za winnego korupcji, ale nie trafi za kratki. Zamiast tego będzie można go spotkać np. przy wykonywaniu prac budowlanych, bądź też porządkowych.

W lutym informowaliśmy o złożeniu apelacji przez Damiana B. dotyczącej niekorzystnego dla niego wyroku w sprawie korupcji w polskiej piłce nożnej. Choć sąd pierwszej instancji podjął decyzję w sprawie dawnego prezesa Polonii Bytom już w marcu ubiegłego roku, to dopiero po wielu miesiącach wydano uzasadnienie, co sprawiało, że wyrok pozostawał nieprawomocny, a skazany nie mógł skorzystać z przysługującego mu prawa do złożenia odwołania. Procedura jeszcze bardziej się wydłużyła, ponieważ sąd na posiedzeniu w dniu 26 lutego 2021 r. odroczył ostateczne rozpatrzenie apelacji o dwa tygodnie.

Przypomnijmy: w 2013 roku Prokuratura Apelacyjna we Wrocławiu oskarżyła Damiana B. za ustawienie trzecioligowego meczu Polonii Bytom z Polarem Wrocław w dniu 4 maja 2005 roku. Według aktu oskarżenia ówczesny prezes bytomskiego klubu w zamian za korzystne decyzje dla swojego zespołu obiecał łapówkę Adamowi Sz., który sędziował podczas tamtego spotkania. Polonia wygrała wtedy 3:0. Arbiter otrzymał po meczu 1,5 tysiąca złotych.

Proces ruszył w 2014 r. Za popełnione przestępstwo przez Damiana B. prokuratura domagała się 1 roku i 2 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata, 5 tys. zł grzywny oraz zakazu działalności w profesjonalnym futbolu na okres 5 lat. Sprawa sądowa trwała jeszcze przez niecałe 6 lat. Ostatecznie byłemu prezydentowi Bytomia zasądzono 8 miesięcy ograniczenia wolności w postaci prac społecznych w wymiarze 40 godzin miesięcznie (łącznie 320 godzin).

Sąd utrzymał wyrok skazujący dla Damiana B.

Wczoraj w końcu zapadł wyrok w drugiej instancji. Sędzia Leszek Matuszewski uznał, że sąd rejonowy prawidłowo ocenił zebrany materiał dowodowy, dlatego nie zmienił decyzji w sprawie Damiana B. Polska Agencja Prasowa zacytowała uzasadnienie wypowiedziane przez sędziego:

"Apelacja obrońcy oskarżonego jest właściwie czysto polemiczna, nie przedstawia takich argumentów, które mogłyby podważyć zaskarżony wyrok. Sytuacja tego oskarżonego jest na tyle odmienna w stosunku do pozostałych oskarżonych, że jako jedyny przyznał się winy. (…) Miało to miejsce na kilka dni przed kampanią wyborczą, w której startował na dość istotne stanowisko w samorządzie. Później tłumaczył to tym, że przyznał się dlatego, żeby ta sprawa nie ujrzała światła dziennego. Jest to zupełnie nieprzekonywujące. Osoba, która chce pełnić istotne funkcje w samorządzie musi mieć świadomość, że wprawdzie zatrzymanie i podejrzenie o popełnienie przestępstwa będzie miało negatywne skutki, ale jeszcze bardziej negatywne skutki w przyszłości będzie miało przyznanie się do przestępstwa korupcyjnego".

Sędzia Matuszewski odniósł się do sytuacji z 2010 roku, gdy skazany po raz pierwszy ubiegał się fotel prezydenta miasta. W trakcie trwającej kampanii wyborczej ówczesny prezes bytomskiego klubu został zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Funkcjonariusze zawieźli go do wrocławskiej prokuratury, gdzie został przesłuchany. Opisał śledczym okoliczności złożenia propozycji korupcyjnej, lecz stwierdził nie pamiętał, czy on sam wręczył pieniądze. Z kolei przez następne lata Damian B. utrzymywał, że jest niewinny.

Burzliwa kariera polityczna Damiana B.

W 2010 roku ówczesny prezes bytomskiego klubu nie zdołał wygrać wyborów, jednak po dwóch latach jego środowisko przeprowadziło szczególnie brudną i populistyczną kampanię referendalną, w wyniku której doprowadzono do odwołania władz miasta. W przyśpieszonych wyborach Damian B. ponownie wystartował jako kandydat na prezydenta i tym razem został wybrany na urząd. Bytomiem rządził zaledwie półtorej kadencji. Przez ten czas miastem wstrząsały kolejne skandale. W 2018 roku przegrał wybory. O skali jego porażki może świadczyć fakt, że w głosowaniu do Rady Miasta uzyskał gorszy wynik, niż młody radny z Łagiewnik - Michał Lewicki - i tym samym nie zdobył nawet mandatu radnego.

Z wyborem Damiana B. na prezydenta Bytomia wiązano wielkie nadzieje na rozwój Polonii Bytom. Niestety przez 6 lat jego rządów drużyna spadła z I ligi do piątej klasy rozgrywkowej, gdzie dwukrotny Mistrz Polski mierzył się z takimi zespołami, jak Zieloni Żarki i Gwarek Ornontowice. Co więcej, nie dość, że nigdy nie rozpoczęła się budowa obiecywanego stadionu, to jeszcze rodzimy obiekt Polonii został dwukrotnie zdewastowany w okresie kolejnych kampanii wyborczych pod pretekstem rozpoczęcia inwestycji (pierwszy raz wyburzono trybunę z sektorem gości w 2014 r., a drugi raz w 2018 r. rozebrano zadaszenie, krzesełka, ogrodzenia itd.). W rezultacie do dziś bytomska drużyna musi grać na obcych stadionach, a słynny "Olimp" stał się przedmiotem sporu sądowego pomiędzy miastem Bytom a wykonawcą felernej inwestycji.

Po przegranych wyborach samorządowych Damian B. próbował pozostać w polityce podejmując próbę wystartowania w wyborach do Senatu. Ostatecznie nie został nawet kandydatem, bo Okręgowa Komisja Wyborcza odmówiła mu rejestracji, gdyż ponad jedna czwarta podpisów na jego listach poparcia była nieważna. Wytknięto m.in. brak podpisów osób popierających lub nieczytelne podpisy, błędne nazwiska, nieprawidłowe numery PESEL, a także nieosiągnięcie wieku 18 lat przez popierających. Ponadto w 62 przypadkach stwierdzono wielokrotny podpis tego samego wyborcy.

Subskrybuj bytomski.pl

google news icon