Fenomen, o którym mówiła cała Polska. Bobry Bytom to były polskie lata 90 w pigułce

Co powiesz na powrót w przeszłość do szalonych lat 90, gdy Polska próbowała odnaleźć się w nowej rzeczywistości, a na każdym kroku prowizorka goniła prowizorkę? Wsiadaj do wehikułu czasu, który zabierze cię do Bytomia. Konkretnie do dzielnicy Szombierki, gdzie przed laty rządziły Bobry Bytom. Absurdów było tam tak wiele, że spokojnie wystarczyłoby materiału na książkę.

48d4234e4295b3a43852cf77b371

Kiedyś to były czasy, a teraz czasów już nie ma. Kiedyś to były Bobry Bytom, a teraz... Bobrów też już nie ma. Dziś jest BS Polonia Bytom i na szczęście bytomska koszykówka powoli wstaje z kolan. Poprzedni sezon udało się zakończyć awansem do Suzuki I ligi. Zawodnicy są już na ostatniej prostej przygotowań do rozgrywek na zapleczu Energa Basket Ligi. Wcześniej jednak rozegrają mecz pokazowy, który zapowiada się na strzał w dziesiątkę.

17 września o godzinie 16:30 w hali Na Skarpie I-ligowcy zmierzą się z Bobrami. Dawne gwiazdy bytomskiego parkietu po latach znowu spotkają się na parkiecie. Wiadomo, że to już starsi panowie, którzy dawno temu zakończyli kariery, ale nikt nie liczy, że będą gonić młodszych przeciwników, czy popisywać się wsadami. Kompletnie nie o to chodzi. Polonia z premedytacją gra na nostalgii, aby przyciągnąć nowych kibiców. Bo choć Bobrów już od dawna nie ma, to ich duch wciąż unosi się nad miastem. To był fenomen i to nie tylko na skalę lokalną, ale krajową.

Bytomska hala w Szombierkach, zapach, zimno, trener Józef Potempa, szaleni Amerykanie, Mariusz Bacik, Andrzej Pluta, Kordian Korytek. Kilka haseł i pewnie w głowach starszych kibiców już uruchomiły się wspomnienia. No to czas wsiąść do wehikułu czasu. Dla tych starszych będzie to podróż do młodzieńczych lat, a dla młodszych opowieść z gatunku science-fiction. Od razu podkreślamy, że wszystkie opisane zdarzenia wydarzyły się naprawdę.

Jedyna taka hala w Polsce

Dziś przy ul. Frycza-Modrzewskiego w Szombierkach mamy nowoczesną halę, która nazywa się Na Skarpie. Kiedyś w tym miejscu stał obiekt o takiej samej funkcji, ale pod żadnym względem nie da się go porównać do obecnego. W 2004 roku stara hala została wyburzona i wtedy w głowach fanów kotłowały się sprzeczne myśli. Z jednej strony każdy pomyślał sobie "nareszcie", a z drugiej był żal, bo ciężki sprzęt równał z ziemią nie tylko budynek, ale także ogromny kawałek historii bytomskiego sportu.

Dawna hala Bobrów (klub wcześniej nazywał się Stal Bobrek) to przede wszystkim zapach. Tutaj trzeba odłożyć na bok nostalgię i nazwać rzeczy po imieniu. W tym miejscu zawsze dosłownie śmierdziało. Smród był na tyle mocny, że wręcz wżerał się w ubrania i skórę. Każdy kibic po powrocie z meczu od razu musiał wrzucić ubrania do pralki i wziąć porządną kąpiel, a to i tak nie dawało gwarancji, że brzydki zapach zniknie.

W środowisku krążyła teoria, że to wszystko przez podkłady kolejowe, które użyto do budowy hali. Podobno były czymś tak mocno nasączone, że ich zapachu nie dało się w żaden sposób pozbyć. To jednak był tylko jeden z problemów. Bytomska hala zyskała "sławę" także z innych powodów.

Latem robiło się tam niewiarygodnie gorąco, a zimą wskazówka na termometrze błyskawicznie spadała w drugą stronę. Pierwsza kwestia wynikała z tego, że oszklona ściana znajdowała się od strony południowej i koszykarze nie musieli iść nad wodę, aby porządnie się opalić. Drugi problem, czyli zimno, wynikał z tego, że architekt stwierdził, że kaloryfery będą w stanie ogrzać wielką halę. Nic to nie dawało, więc trzeba było się przyzwyczaić, że panują tam warunki jak na lodowisku.

- Mariusz Sobacki potrafił wyjść na trening w zimowych rękawiczkach, a nawet w czapce, bo powiedział, że nie czuje rąk i jest mu za zimno - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty Mariusz Bacik.

Smród i zimno to wciąż nie wszystko. Z czasem dach zaczął przeciekać, a to sprawiło, że w jednym miejscu wybrzuszył się parkiet. Zimna woda w kranach to czasami był luksus, bo zdarzały się momenty, że w ogóle jej nie było. Czasami z powodu nieopłacenia rachunków, a czasami dlatego, że zamarzły rury i z kranów dosłownie zwisały sople.

Fot. Facebook/Moje Szombierki
Dawna hala Bobrów Bytom w Szombierkach/Fot. Facebook/Moje Szombierki

W dzisiejszych czasach taki obiekt pewnie nie zostałby dopuszczony do użytku nawet w rozgrywkach juniorów. To jednak były szalone lata 90 i nie takie historie miały miejsce w naszym kraju.

Fenomen na skalę krajową

Na temat bytomskiej hali można opowiadać bez końca. Raz nawet mogła spłonąć w trakcie meczu, ale w porę przyjechali strażacy i opanowali sytuację. Obiekt Bobrów to był obraz nędzy i rozpaczy, ale w takich warunkach udało się stworzyć klub, który przez wiele lat siał postrach w polskiej koszykówce.

Wystarczy tylko spojrzeć na listę sukcesów w latach 90. Bobry Bytom zdobyły wicemistrzostwo Polski, trzy brązowe medale, grały w finale Pucharu Polski, a dodatkowo w walce o krajowe tytuły regularnie liczyły się drużyny młodzieżowe.

W najlepszym okresie w klubie nie brakowało pieniędzy. Było wsparcie huty, a z czasem doszli do tego sponsorzy. W 1995 roku klub przyjął nazwę Browary Tyskie Bobry Bytom. Trzy lata później był z kolei Ericsson Bobry Bytom.

Dzięki temu bytomscy działacze w złotych czasach byli w stanie ściągać czołowych zawodników, trenerów, a także znanych obcokrajowców. Pieniądze pozyskiwano na przeróżne sposoby, co zresztą jest domeną lat 90. Ciekawą anegdotę opowiedział Jarosław Jechorek, który był już jedną nogą w Bobrach, ale...

- Miałem trafić, razem z Piotrkiem Baranem, do Bobrów. Ale żeby mieć pieniądze na nasze kontrakty, musieli najpierw sprzedać autobusy huty Bobry. Dziś to wydaje się nieprawdopodobne, ale wtedy nie byliśmy zaskoczeni. W końcu nic z tego nie wyszło - mówił słynny reprezentant Polski w TVP Sport.

Do pełni szczęścia zabrakło tylko jednego. Bobry nigdy nie zdobyły mistrzostwa Polski. Najbliżej tego było w 1996 roku, gdy w finale play-off doszło do niezwykle zażartej rywalizacji ze Śląskiem Wrocław. Bytomianie ostatecznie przegrali 2:4.

To były zresztą piękne czasy dla polskiej koszykówki. Cały kraj emocjonował się starciami Bobrów ze wspomnianym Śląskiem, ale także Zniczem Pruszków, Anwilem Włocławek, czy Polonią Przemyśl. Wtedy zainteresowanie tą dyscypliną było ogromne, a wypełnione hale to była norma.

- Grało się dla swoich, ludzi stąd, tu się oddawało serce bardziej niż w innych klubach. W Pruszkowie, Warszawie czy Koszalinie, gdzie także występowałem, byłem najemnikiem. Masz wykonać pracę i do domu. A w Bytomiu? Swój klub. Nawet Mariusz Sobacki, choć z Bydgoszczy, został hanysem z zasiedzenia, nauczył się "godać". Trzymaliśmy się razem - wspominał Bacik w WP SportoweFakty.
- Stal Bobrek Bytom, Bobry Bytom, Browary Tyskie Bobry Bytom, Ericsson Bobry Bytom… pięć lat w Bytomiu to też był super czas. Cztery medale w pięć sezonów. Niesamowite doświadczenie i kawał dobrej roboty - mówił z kolei Pluta w TVP Sport.

Dziwak z USA, szalony trener i... ciule

W Bobrach grały wówczas wielkie postaci polskiej koszykówki. Andrzej Pluta, Mariusz Bacik, Kordian Korytek, Mariusz Sobacki, a nawet krótki epizod w Bytomiu zaliczył legendarny Adam Wójcik. W sukcesach pomagali także obcokrajowcy, wśród których były wielkie gwiazdy, ale nie brakowało także dziwaków.

W Bytomiu grał Antoine Joubert, który na początku kariery został wybrany w drafcie przez Detroit Pistons, ale ostatecznie nie dołączył do klubu w NBA. Przez kilka lat kibice w hali w Szombierkach mieli okazję oglądać jeszcze kilku innych amerykańskich koszykarzy. Nie wszyscy jednak grali na miarę oczekiwań.

Najwięcej legend krąży na temat Jeffreya Sterna. Klub załatwił mu mieszkanie w Szombierkach, do którego wprowadził się z żoną. Pewnego zimowego dnia podobno kazał jej wyjść na balkon, a następnie ją tam zamknął. Biedna kobieta krzyczała do przechodniów, aby ją uratowali.

- Faktem jest, że Stern nie był do końca zrównoważony psychicznie. Oprócz tego trzymał żonę jak na łańcuchu. Wszędzie ją zabierał, musiała być na wszystkich meczach, w tym wyjazdowych. Na meczu pucharowym w Doniecku, gdy nie mógł jej zabrać na trening, zamknął ją na klucz w hotelowym pokoju - opowiadał w "Dzienniku Zachodnim" Korytek.

Stern szybko się denerwował. Raz chciał pobić Bacika, gdy ten pogratulował mu dobrej akcji, klepiąc go w pośladki. Zdarzyło mu się też w złości rzucić piłkę w kierunku dziennikarzy. Zabawna jednak jest historia o samochodzie.

- Nie zapomnę, jak dostał z klubu poloneza 1,6 GLI. To był wypas! Uczył się jeździć i miał problemy z manualną skrzynią biegów, bo w USA są same "automaty". Zanim wsiadł do auta, zdjął buty, skarpetki i prowadził boso! - wspominał w "DZ" Andrzej Grządziel, były kierownik Bobrów.


Ciekawą postacią był także Józef Potępa, czyli jeden z trenerów, który poprowadził klub z Bytomia do wicemistrzostwa Polski. Był specjalistą od koszykówki, wychował wielu świetnych zawodników, ale miał jeden problem. Szybciej mówił, niż pomyślał. Najsłynniejszy cytat? Proszę bardzo.

- Drużyna koszykówki składa się z rozgrywającego, centra i trzech ciuli… A ja mam samych ciuli.

To wszystko sprawiały, że Bobry Bytom zyskiwały sympatię kibiców z różnych regionów Polski. Nie brakowało fanów, którzy choć nie mieszkali w Bytomiu, to często przyjeżdżali na Szombierki, aby zobaczyć w akcji jedną z najlepszych drużyn w kraju.

Upadek

Lata 90 miały to do siebie, że kto był cwany, ten potrafił szybko wdrapać się na szczyt. Ten medal jednak miał także drugą stronę. Jeszcze krótsza była droga do bankructwa i niestety to zobaczyliśmy w przypadku Bobrów Bytom.

- Do rządzenia wtrącali się też inni, ludzie z huty, która opiekowała się klubem, jacyś ludzie z zewnątrz, których nawet nie znałem. Opowiadali mi starsi koledzy: Zbyszek Pyszniak, Mariusz Sobecki czy Leszek Strzelecki, o filozofii prowadzenia Stali Bobrek. Huta miała kasę, więc jeśli szefowie uznali, że jeśli wykupią najlepszych zawodników z klubów, które były wyżej od nas w tabeli, to będziemy wygrywać. To bzdurne myślenie. Było za dużo grzybów w barszczu. To tak nie działa - wspominał w "Sporcie" Bacik.

Kluczowym momentem w historii Bobrów była śmierć Jana Stankowskiego. Kiedy on rządził, to w klubie może nie zawsze było kolorowo, ale jakoś wszystko się kręciło. Niestety, następcy nie potrafili wejść w jego buty. Dostali zresztą spadek w postaci wielkich długów.

- Zapamiętam jego słowa do końca swoich dni: Mieliśmy spore zaległości. Na tydzień przed śmiercią odwiedziłem go w szpitalu. Powiedział, że dobijemy interesu i już niedługo z wszystkich problemów będziemy się śmiali, a na mecze będziemy latać samolotem. Za tydzień zmarł i ktoś ten „złoty” strzał przechwycił. I skończyło się. Nastąpiła równia pochyła - przyznał Bacik.
Bobry Bytom w 1999 roku
Bobry Bytom w 1999 roku/Fot. bobry.kurian.pl


W 1990 roku Bobry świętowały brązowy medal mistrzostw Polski. Dwa lata później klub był już w I lidze. To już nie były Bobry Bytom, a MOSiR Bobry Zabrze. Klub miał siedzibę w Bytomiu, nawet wciąż pobierał pieniądze z tytułu prowadzenia parkingu przy placu Sobieskiego, ale grał w sąsiednim mieście. Ostatecznie i ten twór zakończył swój żywot.

- Gdy gangrena dotknie ręki czy nogi to kończyny można odciąć, ale tu choroba opanowała głowę - mówił w 1999 roku ówczesny trener Teodor Mołłow, gdy długi w Bobrach bez przerwy rosły.

Po Bobrach Bytom nie ma już śladu. Została historia, wspomnienia, czy archiwalne materiały. Co ciekawe, pamięć jest pielęgnowana przez jednego z kibiców, który na Facebooku prowadzi stronę Bobry Bytom - Fans (TUTAJ). Mało tego, w internecie wciąż można znaleźć starą stronę internetową klubu (TUTAJ). Każdemu polecamy na nią zajrzeć, bo to niesamowita podróż w przeszłość.

Wciąż istniejąca strona Bobrów Bytom

Na temat tego klubu spokojnie da się zebrać tyle materiału, aby napisać niezwykle barwną książkę z elementami. To, co opisaliśmy, to zaledwie niewielki ułamek tego, co działo się w Bobrach Bytom.

Subskrybuj bytomski.pl

google news icon