Rewitalizacja nie ocali miast Śląska i Zagłębia. Cała nadzieja w Krakowie. Dr Wojciech Jarczewski w „Musimy porozmawiać o Bytomiu”

O tym dlaczego rewitalizacja nie ocali Bytomia oraz innych miast Górnego Śląska i Zagłębia, dlaczego Metropolia szukając szans na dalszy rozwój powinna postawić na współpracę z Krakowem i czywielkie Katowicemogą w przyszłości realnie zmienić oblicze regionu. W ramach akcji #MusimyPorozmawiaćOBytomiu, z dr Wojciechem Jarczewskim, dyrektorem Instytutu Rozwoju Miast i Regionów w rozmowie dyskutuje Michał Wroński.

Wojciech Jarczewski w „Musimy porozmawiać o Bytomiu”
  • Dla tak wielkiego obszaru jak GZM rozwiązaniem nie jest postawienie paru montowni i fabryk. Pokonanie barier przed którymi staje GZM wymaga nowych impulsów rozwojowych – uważa dr Wojciech Jarczewski, dyrektor Instytutu Rozwoju Miast i Regionów.
  • Taki właśnie impuls – jak twierdzi dyrektor Jarczewski może dać funkcjonalne powiązanie się miast Śląska i Zagłębia z metropolią krakowską. Jego zdaniem skorzystać na tym mogą obie strony.
  • Skala rewitalizacji jest bardzo ograniczona. To nie jest proces, który zmieni oblicze kurczących się i podupadających miast na Śląsku – ostrzega dyrektor Instytutu Rozwoju Miast i Regionów.

Uważa pan, że jedynym ratunkiem dla Bytomia i miast Górnośląsko–Zagłębiowskiej Metropolii jest Kraków?
Tak ostrej tezy bym nie postawił, gdyż ona zakłada, że potrzebny jest jakiś ratunek, natomiast jeśli mówimy już o szansach rozwojowych, to owszem. Kluczową szansą rozwojową dla Śląska i Zagłębia jest powiązanie i współpraca z metropolią krakowską. Przy czym nie chodzi tu o jakieś powiązanie administracyjno–polityczne. To byłoby tylko źródłem niekończących się sporów. Celem współpracy powinno być radykalne wzmocnienie struktury określanej w literaturze naukowej mianem regionu miast (city region). Te dwa regiony są komplementarne w stosunku do siebie i mogłyby świetnie się uzupełniać.

Czyli na Śląsku i w Zagłębiu jest źle, skoro ten region sam nie jest już w stanie znaleźć paliwa do dalszego rozwoju?
Dotychczasowy potencjał rozwojowy Górnego Śląska i Zagłębia jest na wyczerpaniu. Trzeba poszukać impulsów, które pozwolą ma modyfikację dotychczasowej ścieżki rozwoju. Podkreślam – ścieżki rozwoju, a nie innej specjalizacji. Przez wiele lat wydawało się, że da się to zrobić „po taniości”, zamieniając kopalnie na np. zakłady automotive. Ale to jest już za mało. Dla tak wielkiego obszaru jak GZM, największej koncentracji potencjału porównywalnej tylko z metropolią warszawską, rozwiązaniem nie jest postawienie paru montowni i fabryk.

A co jest rozwiązaniem?
Pokonanie barier, przed którymi staje GZM wymaga nowych impulsów rozwojowych. I ten impuls może dać funkcjonalne powiązanie się z metropolią krakowską.

Dlaczego Kraków potrzebuje Bytomia

Jak Kraków miałby na tym skorzystać?
Kraków w tej chwili też dotknął swoich ograniczeń rozwojowych. W Krakowie nie ma już praktycznie gdzie budować, bo nie ma już wolnych działek. Wśród polskich metropolii Kraków, ze względu na swoją lokalizację, jest w najgorszej sytuacji jeśli idzie o tereny inwestycyjne – z jednej strony ogranicza go flisz karpacki, który rozpoczyna się niemal zaraz za autostradową obwodnicą miasta, z drugiej strony Ojcowski Park Narodowy, z trzeciej kompleks Nowej Huty, a od zachodu lotnisko.

Co to oznacza?
Kierunki przestrzennego rozwoju metropolii krakowskiej są bardzo ograniczone i po prostu nie ma gdzie inwestować. To dotyczy zarówno developerów, jak i dużych zakładów przemysłowych, czy logistyki. Tak więc Kraków nie może się rozwijać, a ma energię inwestycyjną i ogromny potencjał do przyciągania ludzi. Barierą stają są niewiarygodnie drogie mieszkania.

Czyli według tej koncepcji Bytom i inne miasta GZM miałyby się stać... sypialnią dla Krakowa? Jak kiedyś Tychy miały być sypialnią dla pracowników zatrudnionych w przemyśle w okolicznych miastach?
Nie, to jest o wiele szersza koncepcja. Tu nie chodzi tylko o poszukiwanie miejsca do zamieszkania. W Krakowie jest bardzo silny ośrodek naukowy i badawczo–analityczny, który może się dalej rozwijać. Praktyka pokazuje jednak, że bardzo trudno jest robić poważne analizy i badania wdrożeniowe bez możliwości poważnej współpracy z przemysłem. Innowacje technologiczne w szerszej skali powstają tylko w tych obszarach, w których są następnie wykorzystywane dla zastosowań komercyjnych. Koncepcja, że da się „wymyślać” innowacje bez perspektywy ich pilnego zastosowania w przemyśle to utopia!

I tu wchodzimy my?
Fakty są takie: nie da się na większą skalę prowadzić badań, analiz oraz kreować innowacji, bez możliwości pracy dla konkretnych gałęzi przemysłu. Innowacje nie biorą się same z siebie. Dalszy rozwój innowacyjności Krakowa wymaga posiadania praktycznego zaplecza produkcyjnego i wdrożeniowego. Potrzebne jest miejsce, gdzie te fabryki i obszary rozwoju mogłyby powstawać. A w Krakowie tego miejsca już nie ma.

W 20 minut z Katowic do Krakowa

Bytom mógłby się stać lokalizacją dla tych zakładów?
Tak, miejsce dla tych zakładów jest na Górnym Śląsku i Zagłębiu. Tam są też wykształceni pracownicy, tam są dostępne mieszkania i tereny mieszkaniowe oraz uczelnie wyższe, które mogłyby pełnić jeszcze bardziej kreatywną rolę. Bo dzisiaj poziom innowacyjności uczelni wyższych na Górnym Śląsku jest radykalnie niższy aniżeli w Krakowie, co widać chociażby przy podziale grantów z Narodowego Centrum Nauki. Uczelnie krakowskie pozyskują z tego źródła kilkakrotnie więcej funduszy aniżeli te z Górnego Śląska. Śląskie uczelnie są bardzo dobre jeśli idzie o kształcenie kadry i to jest silna strona regionu, ale już innowacyjność nie jest wystarczająca. Tak więc, reasumując, nie chodzi tylko o strefę mieszkaniową, tu chodzi o poważną kompleksową współpracę, żeby te potencjały mogły się wzajemnie wzmacniać – potencjał innowacyjności Krakowa i potencjał produkcyjny GZM-u.

Załóżmy, że to możliwe. Ile dziś jedzie się pociągiem z Katowic do Krakowa? O połączenie z Bytomiem nawet nie pytam.
Na pewno bez skutecznego powiązania transportowego to nadal są dwa osobne światy. Obecnie ani połączenie kolejowe, ani samochodowe nie zapewnia swobodnego transportu. Wystarczy drobiazg – remont, stłuczka, początek weekendu – aby na autostradzie A4 stracić dodatkową godzinę czy dwie. Pewnie przerabiać to będziemy w tym roku przy okazji Światowego Forum Miejskiego w Katowicach. Dobrze, że taka impreza dzieje się w Katowicach, bo w Krakowie nie ma takiego centrum konferencyjnego, choć jest zaplecze hotelowe, którego brak jest w Katowicach. Takich imprez mogłoby na Śląsku być więcej, ale nie mogą być, bo na miejscu nie ma dużego zaplecza hotelowego, a do Krakowa nie ma jak dojechać. I koło się zamyka. Tak więc bez powiązań transportowych trudno mówić o poważnym powiązaniu obu tych ośrodków. Szybka kolej to najpilniejsze wyzwanie, a poza tym dodatkowy pas na A4, lepsza droga z Olkusza do Krakowa, jakieś rozwiązanie kwestii słabej drogi do Krakowa przez Oświęcim. To infrastrukturalny zestaw minimum. Przy czym pociąg jadący 20-29 minut z Krakowa do Katowic jest najważniejszy!

Tak, odnowiony rynek jest ważny

W przechodzących transformację miastach przemysłowych duże nadzieje wiązano z procesami rewitalizacji. Pan mówi: nie liczcie na nią, ona was nie ocali. Dlaczego? Przecież w przypadku Bytomia kierowany przez pana Instytut był stale obecny przy pracach nad tutejszym programem rewitalizacji.
Takie wnioski przyniosły przeprowadzone przez nas badania. Chcąc sprawdzić jaka jest odległość projektów rewitalizacyjnych od centrum miasta, wrzuciliśmy do programu analizującego przestrzeń wszystkie zrealizowane w całej Polsce przedsięwzięcia rewitalizacyjne finansowane z Regionalnych Programów Operacyjnych, a następnie zaznaczyliśmy centra miast. Okazało się, że do roku 2014 połowa tego typu projektów zlokalizowana była w odległości 400 metrów od centrum, a w latach 2014- 2020 było to ok. 500 metrów. To pokazuje, że przedsięwzięcia rewitalizacyjne, jak Polska długa i szeroka, były lokalizowane w samych ścisłych centrach miast. I to odpowiada powszechnemu przekonaniu samych mieszkańców, dla których rewitalizacja często równoznaczna jest z remontem rynku. Rewitalizacja okazała się bardzo fajnym procesem, przy czym w naszych realiach oznaczała intensywny proces odnowy, zagospodarowania oraz przywrócenia godności i ważności kluczowej przestrzeni miejskiej.

Co w tym dziwnego?
Ta przestrzeń w każdym mieście jest bardzo ważna dla mieszkańców. Ludzie jej naprawdę potrzebują, ona nadaje sens tożsamość ich miejskości. Nie należy krytykować więc rewitalizacji za to, że koncentruje się wyłącznie na rynkach. To nie jest nic złego. Rewitalizacja w Polsce jest dobra! Przez ostatnie 20 lat pozwoliła na powszechne odnowienie i przywrócenie… godności centrom polskich miast, a przynajmniej ich kluczowym, reprezentacyjnym fragmentom. Przy czym to by było na tyle. Tylko i aż tyle. Trzeba sobie jasno powiedzieć – wielkimi nakładami poniesionymi jako kraj w ciągu 20 lat na rewitalizację byliśmy w stanie przywrócić, zazwyczaj, blask jedynie w ścisłych centrach miast.

A poza tym promieniem kilkuset metrów od rynku wszystko zostało po staremu?
Skala rewitalizacji jest po prostu bardzo ograniczona. To pokazuje przykład Łodzi, gdzie wydano w sumie 16 proc. całych polskich środków na rewitalizację w latach 2014- 2020 i za te pieniądze udało się odnowić raptem 81 kamienic z 1600, które są wskazane do rewitalizacji. To pokazuje, że rewitalizacja nie jest w stanie przywrócić dawną energię miastu. I to nie jest proces, który zmieni oblicze kurczących się i podupadających miast na Śląsku.

Inwestycje, które trzeba będzie utrzymać

Jeśli nie rewitalizacja, to co miałoby zmienić oblicze tych wszystkich poprzemysłowych dzielnic Bytomia, Świętochłowic czy innych śląskich i zagłębiowskich miast?
Musi okazać się, że właśnie tam są tanie mieszkania dla pracowników nowych, innowacyjnych zakładów, które powstaną we współpracy z Krakowem. I że opłaca się inwestować na Śląsku i w Zagłębiu, ponieważ ma się dostęp do tych inżynierów i do tej wiedzy, która jest w Krakowie, a jednocześnie do wykwalifikowanych pracowników, którzy są na Śląsku i Zagłębiu i którzy są w stanie zamieszkać na tym obszarze. I wówczas nie będzie potrzebna żadna interwencja publiczna, bo mieszkańcy i deweloperzy te mieszkania wykupią, sami zapłacą za odnowę tych kamienic. Natomiast jeśli miasta będą dalej lansować takie pomysły jak kolejny dom kultury na terenach poprzemysłowych, to może się skończyć tym, że te programy rewitalizacji będą dla nich pętlą na szyi z kamieniem młyńskim. W efekcie powstanie, między innymi z pieniędzy unijnych, wiele „fajnych” instytucji, które trzeba będzie następnie finansować. Już z własnych budżetów.

Na razie natomiast włodarze górnośląskich i zagłębiowskich miast powinni przestać marzyć, że jeszcze kiedyś będą one tak dużymi ośrodkami jakimi były za „starych dobrych czasów” i zaakceptować ten proces kurczenia się do roli o wiele mniejszych ośrodków?
Marzenie o tym, by dalej się rozwijać nie jest złym marzeniem. Tyle, że niezbędne jest zaakceptowanie rzeczywistości. Bytom, Świętochłowice, Zabrze, Ruda Śląska, Chorzów, ale też Katowice czy Gliwice – wszystkie te miasta się kurczą, wszystkim ubywa mieszkańców i proces ten na razie jest trwały. I przyspiesza. I ma ogromne skutki przestrzenne, których się nie da przypudrować rewitalizacją. A jeśli nic się nie zmieni, to będzie gorzej. Postępująca depopulacja sprawi, że nie będzie miał kto tam mieszkać, a wówczas kto utrzyma opustoszałe budynki, często już zabytkowe? Dlatego też trzeba szukać nowych impulsów rozwojowych, bo problemy, z którymi mierzą się górnicze miasta są nie do rozwiązania w ramach tych miast. Trzeba czegoś więcej.

Na przykład?
Trochę odpowiedzią na taką diagnozę miał być program pilotażowej rewitalizacji Bytomia, ale okazało się, że rewitalizacja nie zdziałała cudów. Była nadzieja, że takim nowym impulsem rozwojowym staną się strefy inwestycyjne, ale przykład Gliwic pokazuje, że można mieć naprawdę wielu inwestorów, a jednak proces demograficznego kurczenia się miasta postępuje. Szczególnie źle jest w Sosnowcu – on jest tym miastem GZM, które ma najgorszą sytuację demograficzną, zaczyna odstawać pod względem różnych wskaźników rozwojowych i widać bardzo negatywne trendy jeśli idzie o podaż siły roboczej. Problemem w regionie nie jest bowiem brak miejsc pracy, ale to, że nie ma już ludzi do pracy. Dla odmiany natomiast, ogromny napływ ludności jest do Krakowa – tam jest mnóstwo młodych ludzi, którzy szukają jakiegoś sposobu zaczepienia się tam, ponieważ nie chcą wracać do swoich macierzystych miasteczek. Ale nie da się, bo mieszkania są bardzo drogie, a przy tym nie ma ich już gdzie budować. Co więc można zrobić? Powiązać oba te potencjały.

Krakowice?
Ta koncepcja to wezwanie do namysłu, bo oba te ośrodki natrafiły na bariery, których nie pokonają same i warto się zastanowić, jak mogłyby to zrobić razem. Metropolia krakowska ma potencjały, których brakuje GZM-owi, a z kolei GZM ma potencjały, który brakuje w Krakowie. Tymczasem dziś brakuje myślenia o realizacji przedsięwzięć, które byłyby potrzebne i tu, i tu, czy rozwijaniu jakiś innowacji we wspólnej przestrzeni między GZM, a Krakowem, choć wszyscy by na tym zyskali. Powtórzę więc raz jeszcze: dla Śląska i Zagłębia potrzebne są nowe impulsy rozwojowe oraz bardziej zintegrowane zarządzanie. Na dzisiaj ta konieczność współpracy ścisłej z Krakowem dla władz i mieszkańców miast GZM to czysta abstrakcja, często – jakaś bzdura.

Potrzebny bardziej sprawiedliwy podział

Gdzie szukać rozwiązań?
Przydałby się jakiś sposób bardziej sprawiedliwego dzielenia dochodów między tych, którzy wygrali na obecnej sytuacji, a tych, którzy są przegranymi. Wśród tych pierwszych są niewątpliwie Katowice, Gliwice i Tychy. To są te miasta, które dysponują atrakcyjnymi dziś potencjałami, a Katowice czerpią również ogromne zyski ze swojej metropolitalności. A jeśli ktoś ponosi ponadnormatywne zyski, to ktoś inny ponosi ponadnormatywne koszty.

To by chyba jednak wymagało przeniesienia części kompetencji z poziomu miast na poziom Metropolii, bo trudno założyć, że te „uprzywilejowane” miasta zaczną same z siebie grać na rzecz tych słabszych, pozbawiając się okazji do kontynuacji własnego rozwoju.
Metropolia dzisiaj nie ma ani instrumentów, ani ustroju, który by pozwalał podejmować trudne decyzje, a tymczasem to, że miasta ze sobą tak ostro konkurują, pogarsza jeszcze ich możliwości. Być może niektóre kompetencje mogłyby być więc przeniesione na poziom Metropolii, przy czym jej władze musiałyby wtedy być wybierane w demokratycznych wyborach. Nie mogłoby być tak jak teraz. No i system, a szczególnie jego przekształcenie wymaga zasilenia poważnymi środkami z zewnątrz – z budżetu państwa.

Być może ten element wzajemnej konkurencji mogłaby wyeliminować terytorialna integracja tutejszych miast, wchłonięcie tych mniejszych przez te większe i wtedy np. wielkie Katowice już pod swoim szyldem podciągnęłyby je w rozwoju?
Jakiś sposób integracji byłby korzystny, ale to by wymagało bardzo poważnej dyskusji o tym, jakie wynikałyby z tego konkretne korzyści. Bo w procesie tym nie powinno chodzić o to tylko, by na siłę tworzyć większe miasta kosztem tych mniejszych. Przypominam, że w przeszłości zbyt wielkie Tychy się rozpadły, z Bytomia wydzielił się Radzionków. Jestem raczej wrogiem reform skupiających się na zmienieniu jakichkolwiek granic administracyjnych. Czasami to niezbędne, ale zazwyczaj budzi gigantyczne emocje. I na tym reforma się kończy. To takie mieszanie herbaty łyżeczką w oczekiwaniu, ze stanie się od tego bardziej słodka… Tak więc nie koncentrowałbym się na tej sprawie, a bardziej skupiał na pójściu do przodu i szukaniu pozytywnych rozwiązań.

Czytaj także:

Udogodnienia życiowe? Bytom bije na głowę większość nowych przestrzeni wokół Katowic. Prof. Tomasz Pietrzykowski w „Musimy porozmawiać o Bytomiu”

Przemo Łukasik odpowiada prof. Pietrzykowskiemu po jego wywiadzie o Bytomiu: Bytom i berliński Kreuzberg to trafne porównanie

„W samych tylko latach 50. aż 20 procent całego eksportu węgla z Polski pochodziło z kopalń bytomskich. Ten dyktat zlekceważył naukę”. Jerzy Markowski w „Musimy porozmawiać o Bytomiu”

„Czego pan oczekiwał od prezydenta Wójcika? Miał pojechać do premiera Millera i domagać się, żeby kopalnie nie zostały zamknięte?”. Jan Czubak w „Musimy porozmawiać o Bytomiu”

Sylwia Widzisz-Pronobis odpowiada Janowi Czubakowi: Ignorowanie wyjątkowości EC Szombierki to strzał w kolano

„Musimy porozmawiać o Bytomiu”. Bartków do Czubaka: Najlepsze czasy dla miasta? SLD zrobiło bytomian w bambuko

Henryk Mercik o EC Szombierki. Kolejny prywatny właściciel? „Nie wchodźmy trzeci raz do tej samej rzeki”

Bytom zachwyca swoją architekturą i mieszczańskością i to jest wielki atut biznesowy. Janusz Michałek w „Musimy porozmawiać o Bytomiu”

Subskrybuj bytomski.pl

google news icon